Wieki temu stał na Łysicy piękny zamek, jaśniejący z daleka. W komnatach mieszkały dwie siostry. Starsza – ciemnowłosa, energiczna, której krew kipiała od nadmiaru energii, i młodsza, będąca jaj przeciwieństwem – o blond włosach, spokojna, często snująca się po lesie Razu pewnego do zamku przybył rycerz, szukający noclegu. Zmęczony wędrówką, załomotał do bramy i został przez siostry przyjęty. Urzeczony ich pięknem, zapomniał o celu podróży i przedłużył swój pobyt w zamku. Także obie panny zakochały się w urodziwym młodzieńcu i zabiegały o jego serce. Rycerz był w rozterce – nie wiedział, którą obdarzyć swoim uczuciem. W tej rywalizacji zwyciężyła starsza siostra. W końcu młodzieniec ją właśnie pokochał. Dni i noce spędzali we razem. Młodsza wyraźnie posmutniała i już wczesnym rankiem wymykała się na leśne ścieżki Gór Świetokrzyskich. Kruczowłosą, zazdrosną o umiłowanego, drażniła obecność pięknej siostry, więc postanowiła pozbyć się jej. Po długich namowach nakłoniła wreszcie rycerza do zrzucenia siostry w przepaść. Ten zbrodniczy plan nie powiódł się – nie zastali dziewczyny w komnacie, bo o wschodzie słońca wyszła na spacer. Zła myśl nadal prześladowała siostrę. Postanowiła dolać trucizny do napoju i podać spragnionej, gdy z lasu powróci. Czara miodu zaprawionego jadem była przygotowana, gdy niewinna siostra wracała do domu. Drobnymi stopami strącała z traw i paproci krople porannej rosy. Krople – parując – zamieniały się w puszyste chmury i unosiły w góre. Ale po chwili obłoki poczerniały, skłębiły się i ruszyły śladem dziewczyny. Nagle zrobiło się ciemno i ponuro. Zerwała się straszna wichura. Pioruny uderzały raz po raz. Już dobiegała do bramy, gdy ogromna błyskawica rozdarła niebo i oślepiła wszytskich. Potężny huk gromu potoczył się po lesie, gwałtownie zadrżała góra i strzeliste jodły. Przewrócona na ziemię dziewczyna z przerażeniem zobaczyła, że zamek rozpadł się w pył. Pozostały po nim jedynie potężne głazy na stoku Łysicy. Podniosła się i podbiegła do gruzowiska, ale na próżno szukała ciał siostry i rycerza. Zapłakała rzewnie, a jej łzy spływały po kamieniach, jakby chciały zmyć grzech siostry. Łez nazbierało się tak ogromnie duzo, że do dziś zasilają źródełko, nazwane źródłem świętego Franciszka, od stojącej obok kaplicy. Wylane łzy z prawdziwej rozpaczy – mają cudowną moc leczenia oczu. tym miejscu gdzie dziś stoi klasztor. Przewieźli wszystko raz jeszcze i znów zaczęli budować. Trzeciego dnia ponownie zastali polanę pustą. Orzekli: – To pewnie czarty przeszkadzają! – i znów zwieźli budulec. Ale kiedy nadal tajemniczym sposobem znikały ślady ich pracy – ustąpili i zbudowali klasztor tu, gdzie stoi obecnie.